12h27 CEST
07/09/2025
To pierwszy tytuł wielkoszlemowy Białorusinki w tym sezonie. Wcześniej w styczniu przegrała finał Australian Open, w którym również broniła tytułu, a w czerwcu nie udało jej się wygrać French Open. W obu przypadkach poniosła porażkę w starciu z Amerykanką - w Melbourne z Madison Keys, a w Paryżu z Coco Gauff.
W Nowym Jorku przełamała złą passę, pokonując... zawodniczkę z USA, Amandę Anisimovą 6:3, 7:6 (7-3).
- Po Australian Open myślałam, że właściwym sposobem będzie po prostu o tym zapomnieć i iść dalej, ale to samo wydarzyło się podczas French Open. Pomyślałam więc, że może czas się zatrzymać, spojrzeć na te finały i może czegoś się nauczyć – przyznała Sabalenka podczas pomeczowej konferencji prasowej.
- Przed finałem postanowiłam, że będę kontrolować swoje emocje. Nie pozwolę im przejąć nade mną kontroli, bez względu na to, co się wydarzy w meczu. Moje nastawienie było takie, żeby wyjść na kort i walczyć o każdy punkt. Nieważne, jaka będzie sytuacja. Skup się na sobie i na tym, co trzeba zrobić, żeby wygrać spotkanie - dodała.
Sobotni mecz był nierówny z obu stron, Białorusinka w pierwszym i w drugim secie dwukrotnie traciła podanie, co mogło ją wytrącić z równowagi. Widać jednak było u niej imponujący spokój.
„Aryna Sabalenka może być nazywana »Tygrysicą«, ale jej sobotni triumf w Nowym Jorku był mniej wyrazem czystej agresji, a bardziej opanowania” - napisała agencja Reuters.
Nie cały finał układał się po myśli czterokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej i były momenty, kiedy była blisko poddania się emocjom.
- Były momenty, w których byłam bliska utraty kontroli, ale mówiłam sobie: Nie, to się nie stanie. Wszystko w porządku. Byłam bliska porażki, bo nie można popełniać takich błędów w ważnych punktach. Czasami, z mojego doświadczenia, może to być kluczowe. Ale potem się odwróciłam, wzięłam głęboki oddech i pomyślałam sobie: okej, to się zdarza. To już przeszłość. Skupmy się na następnej akcji - przyznała tenisistka z Mińska.
Została pierwszą zawodniczką od 2014 roku i Amerykanki Sereny Williams, która obroniła tytuł w Nowym Jorku. Wygrywając tie-breaka w drugim secie, odniosła też rekordowe 19. zwycięstwo tie-breakowe z rzędu.
- Czułam, że musiałam pokonać wiele przeszkód, żeby to osiągnąć. Wiedziałam, że ciężką pracą zasłużyłam na trofeum Wielkiego Szlema w tym sezonie. Dużo znaczy dla mnie obrona tego tytułu i pokazanie tak wspaniałego tenisa na korcie. To, że walczyłam i potrafiłam radzić sobie z emocjami tak, jak zrobiłam to w tym finale, znaczy dla mnie bardzo wiele. Jestem z siebie teraz bardzo dumna - podkreśliła Sabalenka.
Niezwykle rozczarowana po porażce była Anisimova, która przegrała drugi finał wielkoszlemowy z rzędu. W lipcu uległa Idze Świątek w Wimbledonie.
- Myślę, że nie walczyłam wystarczająco mocno o swoje marzenia - stwierdziła krótko Amerykanka.
Jako powód gorszej dyspozycji w finale w porównaniu do wcześniejszych spotkań, gdy eliminowała m.in. Świątek w ćwierćfinale, podała zamknięty dach.
- Nie grałam na korcie w ciągu dnia z zamkniętym dachem i było dosłownie biało, nie widziałam piłki, kiedy serwowałam. Przez cały mecz, począwszy od rozgrzewki, myślałam sobie, że to będzie dla mnie naprawdę problem. Nie wiedziałam, co robić. Nie było możliwości dostosowania się, ponieważ nie widziałam piłki, kiedy serwowałam, i to był ogromny szok dla mojego organizmu. Wiedziałam, że jeśli nie utrzymam serwisu, będzie mi bardzo ciężko pozostać w meczu - powiedziała Anisimova.
Turniej w Nowym Jorku był ostatnim Wielkim Szlemem w tym sezonie.(PAP)
msl/ af/